Pozdrówka dla wszystkich którzy
tu zajrzeli, komentujcie ludziska! ;~;
To dla was, utwór
od mojego ukochanego zespołu:
Dedykacja dla:
1. Akari-Master, kiedyś polubisz Akirę, aż taki zły nie jest!... No dobra
czasem sama nie wierzę w to co mówię... >.>
2. Tsu-chan, gwarantuję ci że jeśli kiedyś założysz bloga ze swoimi
opowiadaniami będzie on bił rekordy popularności w internetach <3
3. MJ, widzisz, doczekałeś się na więcej, możesz oceniać ;*
Piszę ten rozdział
siedząc i ubolewając, bo po wspaniałej wycieczce boli mnie tam, gdzież to plecy
kończą swą jakże szlachetną i wspaniałą nazwę... ^w^
Dla osób o słabych
nerwach radzę pewne fragmenty pominąć... Słuchając piosenki SEPTEMBER
opowiadającej O Jeff'ie the Killerze, oraz tej powyżej dostałam ciekawej weny
do krwawych rzeczy ;P
(rozdział
sprawdzony przez Martensa, potwierdzone przez zawodowego sadystę że takie
rzeczy są realne do wykonania ^^)
Miłej lektury ;*
Biegł
opustoszałą już, główną ulicą. Księżyc na czarnym niebie był jedynym źródłem
światła.
Wbiegł w
boczną, ciasną uliczkę i oparł się o mur na jej końcu.
Nie musiał
długo czekać, gdy obok uliczki w której się skrył, przeszła młoda kobieta.
Długie, czarne włosy opadały swobodnie na plecy. Wydekoltowana suknia ukazywała
jej wdzięki.
-Dooobryyy
wieeeeczóóóóóóór!!! -zawołał, machając do niej ręką.
Kobieta
odwróciła się w jego stronę.
-A co ty tu robisz? -zapytała, podchodząc do niego. -Nie powinieneś być w
domku?
-Nie. -padła
odpowiedź.
-Ah...
Rozumiem... Mama nie będzie cię szukać?
-Nie mam
mamy. Wolała pracować w jakimś barze...
-Uhm... Ja
także pracuję w ba... barze... -kobieta odwróciła wzrok. -Ale gdybym mogła mieć
dzieci wolałabym zając się nimi.
-To może się
pani ze mną pobawi? -wyjął z kieszeni sakiewkę z pieniędzmi.
-Oczywiście!
-kobieta uśmiechnęła się bardziej do pieniędzy niż do niego.
Spojrzał na
nią smutnym, lekko pobłażliwym wzrokiem i zacmokał.
-Jest pani łasa na pieniążki? Ooooj... Nieładnie... -zachichotał.
Jego zielone oczy zwęziły się, zęby zaczęły zamieniać się w dwa rzędy
ostrych kłów, błyszczących w szerokim uśmiechu. Palce przeobraziły się w długie
szpony, zdolne przekroić nawet kości.
Przerażona
kobieta zaczęła uciekać, jednak pazury demona były na tyle długie, że udało mu
się wbić je w nogę ofiary. Przewrócił ją i pociągnął po bruku w swoją stronę.
Wzywała pomocy, krzyczała, ale nikt jej nie słyszał.
On zaśmiał
się.
-Ile czasu minie zanim zginiesz...? -żeby jego ofiara nie mogła uciec, pazurem
odciął jej stopy, a następnie zdarł z niej ubranie.
Kobieta
zaczęła błagać o litość.
-Zamknij
mordę... -prychnął. Wsadził jeden z długich szponów w jej usta, pozbawiając ją
języka. -Masz bardzo ładne oczka... Chyba je sobie wezmę.... -jak powiedział
tak zrobił. Wyłupał wijącej się ofierze gałki oczne.
Krew
wypływała z pustych oczodołów i ust.
Demon naciął na klatce piersiowej kobiety kształt litery "Y", po czym
rozerwał skórę.
Krew zaczęła wypływać w bardzo szybkim tempie.
Przyglądał
się bijącemu resztką sił sercu i płucom, za wszelką cenę chcącym utrzymać
zmasakrowane ciało przy życiu. Westchnął ciężko, przełamał żebra i wyrwał
serce.
-Już jesteś trupem?! -zaśmiał się. -Ależ się nudziłem... żadnej zabawy...
Odciął resztę
kończyn i porozrzucał je po uliczce.
Następnie wziął się za wyciąganie wnętrzności, które już chwilę później zwisały
z okiennic opuszczonych mieszka, były przyklejone do ścian, czy rynny.
Do tego krew
tryskała wciąż i wciąż plamiąc każdy zakamarek.
Odciął jeszcze
głowę i podrzucając nią oparł się o ścianę.Otworzył pazurem czaszkę i wyjął z
niej mózg. Upuścił obie rzeczy na ziemię.
-Może jednak
fajnie się z tobą bawiło! -prychnął po raz ostatni i opuścił uliczkę.
Zerwał się
porywisty wiatr. Nad demonem pojawiła się sylwetka anioła.
-W końcu
jesteś!!! -zawołał uradowany machając do przybysza.
Anioł złożył
skrzydła i wylądował przed demonem. Zajrzał do uliczki.
-Hohoho... niezły syf. -mruknął z podziwem. -Będą mieli problem żeby tu
posprzątać. Wiesz gdzie dusza?
Wzruszył
ramionami.
-Chyba się zgubiła... -mruknął i zwiesił głowę, nie patrząc na anioła.
-Nie szkodzi.
-poczochrał towarzysza po głowie. -Neyu! -zawołał. Wokół jego ręki owinął się
łańcuch. -Dusza. -anioł wskazał uliczkę.
Łańcuch
zaczął się wić, przeszukując każdy milimetr. Po chwili powrócił, niosąc
błyszczącą, błękitną jakby szklaną kulkę.
Anioł wziął duszę i schował do kieszeni. Podniósł demona na ręce i wzbił się w
powietrze.
* * *
Akira
przystanął przed starą, lekko podniszczoną rezydencją. Spojrzał na Jokera który
spał słodko w jego ramionach. Był z nim na wieczornym spacerze.
Uśmiechnął się.
-Puciu,
puciu... aleś ty słodki!
Drzwi
rezydencji otworzył Kapelusznik.
-I cóż tam? -zapytał. -Pracę żeście wykonali jak należy?
-A jak widać?
-Akira zacmokał. -Maleństwo zasnęło... Jejciu... Czasem chciałbym go zjeść!
-To coś teraz
powiedział przyjacielu, zabrzmiało nad wyraz ciekawie. -kukła uśmiechnęła się.
Akira
przewrócił oczami.
-Ty wszędzie widzisz dziwne rzeczy!
-Jakoby na to
nie spoglądać przyjacielu, dorosły mąż, chcący "skonsumować"
malutkiego chłopca, któryż nie jest ni bratem, ni synem jego... toż to nie jest
zbyt częsty widok!
-I tak śpię z
nim w jednym łóżku! I jakoś nigdy nie miałem dziwnych myśli! Kocham go jak
syna! -jego błękitne oczy wyrażały ojcowską miłość względem Jokera.
Chłopiec
mruknął.
-Akiś tylko mnie tuli... -znów zasnął.
-Jeeeeeeeejuuuuuuuuhuhuhuhuuuuuu!!!
-brunet zachwycał się Jokerem.
Kapelusznik
przyglądał się temu z bardzo ciekawą miną. Jego towarzysz wyglądał jakby miał
się zaraz rozpłakać ze szczęścia.
-Może tak
pokusiłbyś się o wejście do środka? Od tegoż koszmarnego przeciągu można
nabawić się doprawdy nieznośnego kataru...
Akira
zmierzył go zabójczym wzrokiem.
-Tobie to nie grozi. -wszedł jednak do rezydencji.
* * *
-Co... to...
jest...? -Alexie przyglądał się przypadkowo znalezionemu w ciemnej uliczce
ciału, chociaż dowiedział się co to jest, dopiero po bliższych oględzinach.
-Nie mam
pojęcia. -westchnął Cassie. -Tak po prawdzie, to też chciałbym to wiedzieć... I
to nawet bardzo... -wszedł głębiej w uliczkę, zostawiając hrabię przy powozie i
począł badać znalezisko.
Z samego rana
Cassie i Alexie wybrali się na przejażdżkę po mieście, z zamiarem zrobienia
zakupów i zwykłego spożytkowania czasu na coś innego niż przesiadywanie w dworze
Alexie'go.
Skończyło się
to właśnie TYM. Wylądowali obok ciemnego zaułka, przystrojonego jakimiś
zwłokami.
Hrabia
obserwował swojego lokaja, podczas gdy tamten starał się znaleźć coś co mogłoby
być narzędziem zbrodni, lub chociaż wskazówką KTO zrobił coś tak okropnego...
Lub komu się chciało takie coś robić.
Ulice powoli
zaczynały robić się pełne ludzi, którzy podczas spieszenia we własnych
kierunkach, przechodząc obok uliczki zatrzymywali się i stawali jak wryci.
Dookoła powozu hrabi zbierało się ich coraz to więcej. Wszędzie było słychać
szepty.
-Ciekawe kto to zrobił...
-Raczej nie oni... Nie wyglądają na takich...
-Idioto to przecież hrabia Nighteye!
-No też fakt... Biedny jest. Musi na to patrzeć...
-Jego lokaj chyba czegoś szuka...
-Nie sądzę że coś znajdzie...
-Przepraszam!
-przedarło się nagle przez tłum. -Przepraszam!! Eh! Przejście dla książęcego
detektywa!!! Ludzie! Truchła żeście nie widzieli?! -wysoki blondyn przepychał
się przez tłumy. Gdy w końcu mu się to udało, stanął na baczność. -Proszę o
natychmiastowe opuszczenie tego miejsca! -krzyknął w stronę Cassie'go.
-A ty kto?
-czarnowłosy nawet się nie ruszył.
-Książęcy
detektyw, Allen!
-To się
wypchaj. -padła odpowiedź. -Ja tu jestem lokajem, detektywem i Bóg wie kim
jeszcze z polecenia hrabiego Nighteye.
-Co?!
Alexie
wystąpił z tłumu.
-Hrabia Nighteye. Głuchyś? Z tego co pamiętam dostałem oficjalne zezwolenie na
podejmowanie własnych działań w każdym zakresie...
-Ah, ależ
oczywiście! -detektyw skłonił się głęboko.
Alexie
przyjmując poważną postawę ruszył do przodu.
-Dziękuję. Wraz z moimi ludźmi podejmę się śledztwa w tejże sprawie. Prosiłbym
pana o opuszczenie tego terenu.Nie jest pan potrzebny.
-Niestety
muszę szanownego panicza rozczarować... Jestem tu z polecenia księcia Maxime'a.
Nie mogę odejść. -wyjaśnił Allen.
-Ano właśnie.
-za nim pojawił się jakby znikąd książę Maxime.
Hrabia uniósł
brew. Książę był od niego zaledwie dwa lata starszy, a spoglądał na niego jak
na małe dziecko. Do tego we władaniu miał całe miasto.
Maxime był
wysoki, przystojny, oczy koloru świeżego piwa spoglądały na hrabię z ojcowską
czułością, co tego drugiego wprowadzało w szał tak wielki że potrafiłby księcia
rozszarpać na wzór tego co leżało za nimi w uliczce. Do tego Alexie'go irytował
niemożliwie zwyczaj księcia, do majestatycznego odgarniania czarnych niczym noc
włosów.
Hrabia zebrał
w sobie całą swą dumę i podszedł do księcia.
-Co cię tu sprowadza? - prychnął. -Czyżbyś miał fetysz do zwłok?!
-Alexy mój
kochany, uspokój się. Bądź pewny iż gustuję w innym typie... Żywym i w
całości... Ale uwadze umknąć nie może fakt, że niezmiernie interesuje mnie to,
jakim cudem TO wygląda TAK a nie inaczej i dlaczego tak jest. -odparł książę
zachowując niczym nie wzruszony spokój.
-Wiem że to
kobieta. -Cassie stanął za swoim panem. -Znalazłem głowę której rysy twarzy to
udowadniają, oraz narządy wewnętrzne niezaprzeczalnie kobiece. Wśród zwłok, co
dziwne nie zlokalizowałem serca. Najprawdopodobniej go NIE MA. Zostało zabrane
przez mordercę.
-Szybko żeś
się z tym uporał! -Maxime wyglądał na mocno zaskoczonego. -Allen tak łatwo by
sobie nie poradził. -posłał groźne spojrzenie detektywowi.
Ten zwiesił
głowę.
-Heh... -mruknął Alex. -Widzisz?! Nie zawsze TWOI ludzie są tacy WSPANIALI!!!
-przytulił się do Cassie'go. -A on jest mój!!! I ci go nie dam! Ha!!!
Podejmiemy się śledztwa, a ty nie masz tu nic do mówienia!
-Rób co
chcesz chłopcze. To nie będzie mój problem jeśli tego nie przeżyjesz. -warknął
Maxime. Odrzucił płaszcz do tyłu i odszedł.
Pozdrawiam
wszystkich i do następnej notki ;*
Lily