piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział II

Pozdrówka dla wszystkich którzy tu zajrzeli, komentujcie ludziska! ;~;

To dla was, utwór od mojego ukochanego zespołu:



 

Dedykacja dla:
1. Akari-Master, kiedyś polubisz Akirę, aż taki zły nie jest!... No dobra czasem sama nie wierzę w to co mówię... >.>
2. Tsu-chan, gwarantuję ci że jeśli kiedyś założysz bloga ze swoimi opowiadaniami będzie on bił rekordy popularności w internetach <3
3. MJ, widzisz, doczekałeś się na więcej, możesz oceniać ;*

Piszę ten rozdział siedząc i ubolewając, bo po wspaniałej wycieczce boli mnie tam, gdzież to plecy kończą swą jakże szlachetną i wspaniałą nazwę... ^w^

Dla osób o słabych nerwach radzę pewne fragmenty pominąć... Słuchając piosenki SEPTEMBER opowiadającej O Jeff'ie the Killerze, oraz tej powyżej dostałam ciekawej weny do krwawych rzeczy ;P

(rozdział sprawdzony przez Martensa, potwierdzone przez zawodowego sadystę że takie rzeczy są realne do wykonania ^^)

Miłej lektury ;*



Biegł opustoszałą już, główną ulicą. Księżyc na czarnym niebie był jedynym źródłem światła.

Wbiegł w boczną, ciasną uliczkę i oparł się o mur na jej końcu.

Nie musiał długo czekać, gdy obok uliczki w której się skrył, przeszła młoda kobieta. Długie, czarne włosy opadały swobodnie na plecy. Wydekoltowana suknia ukazywała jej wdzięki.

-Dooobryyy wieeeeczóóóóóóór!!! -zawołał, machając do niej ręką.

Kobieta odwróciła się w jego stronę.
-A co ty tu robisz? -zapytała, podchodząc do niego. -Nie powinieneś być w domku?

-Nie. -padła odpowiedź.

-Ah... Rozumiem... Mama nie będzie cię szukać?

-Nie mam mamy. Wolała pracować w jakimś barze...

-Uhm... Ja także pracuję w ba... barze... -kobieta odwróciła wzrok. -Ale gdybym mogła mieć dzieci wolałabym zając się nimi.

-To może się pani ze mną pobawi? -wyjął z kieszeni sakiewkę z pieniędzmi.

-Oczywiście! -kobieta uśmiechnęła się bardziej do pieniędzy niż do niego.

Spojrzał na nią smutnym, lekko pobłażliwym wzrokiem i zacmokał.
-Jest pani łasa na pieniążki? Ooooj... Nieładnie... -zachichotał. Jego zielone oczy zwęziły się, zęby zaczęły zamieniać się w dwa rzędy ostrych kłów, błyszczących w szerokim uśmiechu. Palce przeobraziły się w długie szpony, zdolne przekroić nawet kości.

Przerażona kobieta zaczęła uciekać, jednak pazury demona były na tyle długie, że udało mu się wbić je w nogę ofiary. Przewrócił ją i pociągnął po bruku w swoją stronę.
Wzywała pomocy, krzyczała, ale nikt jej nie słyszał.

On zaśmiał się.
-Ile czasu minie zanim zginiesz...? -żeby jego ofiara nie mogła uciec, pazurem odciął jej stopy, a następnie zdarł z niej ubranie.

Kobieta zaczęła błagać o litość.

-Zamknij mordę... -prychnął. Wsadził jeden z długich szponów w jej usta, pozbawiając ją języka. -Masz bardzo ładne oczka... Chyba je sobie wezmę.... -jak powiedział tak zrobił. Wyłupał wijącej się ofierze gałki oczne.

Krew wypływała z pustych oczodołów i ust.
Demon naciął na klatce piersiowej kobiety kształt litery "Y", po czym rozerwał skórę.
Krew zaczęła wypływać w bardzo szybkim tempie.

Przyglądał się bijącemu resztką sił sercu i płucom, za wszelką cenę chcącym utrzymać zmasakrowane ciało przy życiu. Westchnął ciężko, przełamał żebra i wyrwał serce.
-Już jesteś trupem?! -zaśmiał się. -Ależ się nudziłem... żadnej zabawy...

Odciął resztę kończyn i porozrzucał je po uliczce.
Następnie wziął się za wyciąganie wnętrzności, które już chwilę później zwisały z okiennic opuszczonych mieszka, były przyklejone do ścian, czy rynny.

Do tego krew tryskała wciąż i wciąż plamiąc każdy zakamarek.

Odciął jeszcze głowę i podrzucając nią oparł się o ścianę.Otworzył pazurem czaszkę i wyjął z niej mózg. Upuścił obie rzeczy na ziemię.

-Może jednak fajnie się z tobą bawiło! -prychnął po raz ostatni i opuścił uliczkę.

Zerwał się porywisty wiatr. Nad demonem pojawiła się sylwetka anioła.

-W końcu jesteś!!! -zawołał uradowany machając do przybysza.

Anioł złożył skrzydła i wylądował przed demonem. Zajrzał do uliczki.
-Hohoho... niezły syf. -mruknął z podziwem. -Będą mieli problem żeby tu posprzątać. Wiesz gdzie dusza?

Wzruszył ramionami.
-Chyba się zgubiła... -mruknął i zwiesił głowę, nie patrząc na anioła.

-Nie szkodzi. -poczochrał towarzysza po głowie. -Neyu! -zawołał. Wokół jego ręki owinął się łańcuch. -Dusza. -anioł wskazał uliczkę.

Łańcuch zaczął się wić, przeszukując każdy milimetr. Po chwili powrócił, niosąc błyszczącą, błękitną jakby szklaną kulkę.
Anioł wziął duszę i schował do kieszeni. Podniósł demona na ręce i wzbił się w powietrze.

* * *

Akira przystanął przed starą, lekko podniszczoną rezydencją. Spojrzał na Jokera który spał słodko w jego ramionach. Był z nim na wieczornym spacerze.
Uśmiechnął się.

-Puciu, puciu... aleś ty słodki!

Drzwi rezydencji otworzył Kapelusznik.
-I cóż tam? -zapytał. -Pracę żeście wykonali jak należy?

-A jak widać? -Akira zacmokał. -Maleństwo zasnęło... Jejciu... Czasem chciałbym go zjeść!

-To coś teraz powiedział przyjacielu, zabrzmiało nad wyraz ciekawie. -kukła uśmiechnęła się.

Akira przewrócił oczami.
-Ty wszędzie widzisz dziwne rzeczy!

-Jakoby na to nie spoglądać przyjacielu, dorosły mąż, chcący "skonsumować" malutkiego chłopca, któryż nie jest ni bratem, ni synem jego... toż to nie jest zbyt częsty widok!

-I tak śpię z nim w jednym łóżku! I jakoś nigdy nie miałem dziwnych myśli! Kocham go jak syna! -jego błękitne oczy wyrażały ojcowską miłość względem Jokera.

Chłopiec mruknął.
-Akiś tylko mnie tuli... -znów zasnął.

-Jeeeeeeeejuuuuuuuuhuhuhuhuuuuuu!!! -brunet zachwycał się Jokerem.

Kapelusznik przyglądał się temu z bardzo ciekawą miną. Jego towarzysz wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać ze szczęścia.

-Może tak pokusiłbyś się o wejście do środka? Od tegoż koszmarnego przeciągu można nabawić się doprawdy nieznośnego kataru...

Akira zmierzył go zabójczym wzrokiem.
-Tobie to nie grozi. -wszedł jednak do rezydencji.

* * *

-Co... to... jest...? -Alexie przyglądał się przypadkowo znalezionemu w ciemnej uliczce ciału, chociaż dowiedział się co to jest, dopiero po bliższych oględzinach.

-Nie mam pojęcia. -westchnął Cassie. -Tak po prawdzie, to też chciałbym to wiedzieć... I to nawet bardzo... -wszedł głębiej w uliczkę, zostawiając hrabię przy powozie i począł badać znalezisko.

Z samego rana Cassie i Alexie wybrali się na przejażdżkę po mieście, z zamiarem zrobienia zakupów i zwykłego spożytkowania czasu na coś innego niż przesiadywanie w dworze Alexie'go.

Skończyło się to właśnie TYM. Wylądowali obok ciemnego zaułka, przystrojonego jakimiś zwłokami.

Hrabia obserwował swojego lokaja, podczas gdy tamten starał się znaleźć coś co mogłoby być narzędziem zbrodni, lub chociaż wskazówką KTO zrobił coś tak okropnego... Lub komu się chciało takie coś robić.

Ulice powoli zaczynały robić się pełne ludzi, którzy podczas spieszenia we własnych kierunkach, przechodząc obok uliczki zatrzymywali się i stawali jak wryci.
Dookoła powozu hrabi zbierało się ich coraz to więcej. Wszędzie było słychać szepty.
-Ciekawe kto to zrobił...
-Raczej nie oni... Nie wyglądają na takich...
-Idioto to przecież hrabia Nighteye!
-No też fakt... Biedny jest. Musi na to patrzeć...
-Jego lokaj chyba czegoś szuka...
-Nie sądzę że coś znajdzie...

-Przepraszam! -przedarło się nagle przez tłum. -Przepraszam!! Eh! Przejście dla książęcego detektywa!!! Ludzie! Truchła żeście nie widzieli?! -wysoki blondyn przepychał się przez tłumy. Gdy w końcu mu się to udało, stanął na baczność. -Proszę o natychmiastowe opuszczenie tego miejsca! -krzyknął w stronę Cassie'go.

-A ty kto? -czarnowłosy nawet się nie ruszył.

-Książęcy detektyw, Allen!

-To się wypchaj. -padła odpowiedź. -Ja tu jestem lokajem, detektywem i Bóg wie kim jeszcze z polecenia hrabiego Nighteye.

-Co?!

Alexie wystąpił z tłumu.
-Hrabia Nighteye. Głuchyś? Z tego co pamiętam dostałem oficjalne zezwolenie na podejmowanie własnych działań w każdym zakresie...

-Ah, ależ oczywiście! -detektyw skłonił się głęboko.

Alexie przyjmując poważną postawę ruszył do przodu.
-Dziękuję. Wraz z moimi ludźmi podejmę się śledztwa w tejże sprawie. Prosiłbym pana o opuszczenie tego terenu.Nie jest pan potrzebny.

-Niestety muszę szanownego panicza rozczarować... Jestem tu z polecenia księcia Maxime'a. Nie mogę odejść. -wyjaśnił Allen.

-Ano właśnie. -za nim pojawił się jakby znikąd książę Maxime.

Hrabia uniósł brew. Książę był od niego zaledwie dwa lata starszy, a spoglądał na niego jak na małe dziecko. Do tego we władaniu miał całe miasto.

Maxime był wysoki, przystojny, oczy koloru świeżego piwa spoglądały na hrabię z ojcowską czułością, co tego drugiego wprowadzało w szał tak wielki że potrafiłby księcia rozszarpać na wzór tego co leżało za nimi w uliczce. Do tego Alexie'go irytował niemożliwie zwyczaj księcia, do majestatycznego odgarniania czarnych niczym noc włosów.

Hrabia zebrał w sobie całą swą dumę i podszedł do księcia.
-Co cię tu sprowadza? - prychnął. -Czyżbyś miał fetysz do zwłok?!

-Alexy mój kochany, uspokój się. Bądź pewny iż gustuję w innym typie... Żywym i w całości... Ale uwadze umknąć nie może fakt, że niezmiernie interesuje mnie to, jakim cudem TO wygląda TAK a nie inaczej i dlaczego tak jest. -odparł książę zachowując niczym nie wzruszony spokój.

-Wiem że to kobieta. -Cassie stanął za swoim panem. -Znalazłem głowę której rysy twarzy to udowadniają, oraz narządy wewnętrzne niezaprzeczalnie kobiece. Wśród zwłok, co dziwne nie zlokalizowałem serca. Najprawdopodobniej go NIE MA. Zostało zabrane przez mordercę.

-Szybko żeś się z tym uporał! -Maxime wyglądał na mocno zaskoczonego. -Allen tak łatwo by sobie nie poradził. -posłał groźne spojrzenie detektywowi.

Ten zwiesił głowę.
-Heh... -mruknął Alex. -Widzisz?! Nie zawsze TWOI ludzie są tacy WSPANIALI!!! -przytulił się do Cassie'go. -A on jest mój!!! I ci go nie dam! Ha!!! Podejmiemy się śledztwa, a ty nie masz tu nic do mówienia!

-Rób co chcesz chłopcze. To nie będzie mój problem jeśli tego nie przeżyjesz. -warknął Maxime. Odrzucił płaszcz do tyłu i odszedł.


Pozdrawiam wszystkich i do następnej notki ;*

Lily